Przedstawiam wycinki z jednego z biuletynów ZMIANA ZAWODOWA, który regularnie kieruję do czytelników mojej strony. Jeśli chcesz otrzymywać ten biuletyn regularnie, zapisz się ....
Witaj,
Miałam plany, aby październikową edycję biuletynu ZMIANA ZAWODOWA napisać siedząc pod kalifornijską palmą, ale bardzo napięty grafik konferencji, w której uczestniczyłam przez ostatnie 4 dni na to mi nie pozwolił. Plany dostosowałam więc do możliwości i zamiast tego piszę do Ciebie z samolotu, którym zmierzam do Houston, jednego z dwóch punktów przesiadkowych w mojej długiej drodze do domu. Teraz pode mną czerwonożółte góry Kalifornii, a pomiędzy nimi tereny zamieszkałe, poukładane w różne geometryczne wzory. Ponieważ lubię podróże podniebne i zwiedzanie z okien samolotu, to jestem w siódmym niebie:)
Jeśli czytałeś moje wcześniejsze biuletyny, to być może przypominasz sobie, że pisałam o ważnym dla mnie momencie podjęcia decyzji o przyjeździe do Stanów. I tak, teraz mogę z całą pewnością powiedzieć, że moje wahania od grudnia zeszłego roku, gdy otrzymałam zaproszenie, aż do teraz, miały głęboki sens i były potrzebne.
Doświadczyłam mocy podjęcia decyzji, że od decyzji wszystko się zaczyna. Jeśli nie podejmiesz decyzji, żeby działać - mądrej racjonalnej decyzji, ale czasem szalonej, płynącej prosto z serca, całkowicie intuicyjnej, to nic się nie zdarzy. Nikt nie zrobi tego za Ciebie, nie weźmie na siebie odpowiedzialności za Twoje życie. To Ty jesteś kapitanem
swojej duszy i swojego życia. O tym przełomowym momencie pisałam już tutaj wiele razy, ale teraz właśnie tego sama doświadczam, po raz kolejny.
Gdy podejmiesz decyzję z pełną odpowiedzialnością, w zgodzie ze sobą, to nagle wszechświat/ Pan Bóg/ Opatrzność otwiera przed Tobą nową rzeczywistość, zupełnie w innych barwach, zaczynasz zauważać możliwości, których wcześniej nie zauważałeś.
Trzy lata temu, gdy przyjechałam do Kalifornii na warsztaty planowania kariery prowadzone przez Richarda Bollesa i podjęłam decyzję, że zrobię wszystko, co będę mogła, aby doprowadzić do wydania jego książki w Polsce, też miałam takie uskrzydlające doświadczenie. Potem, w pewnym momencie tak jakbym straciła połączenie z Opatrznością, jakby ktoś nagle zgasił światło - pojawiły się trudności, wahania i obawy. Potrzebna była wtedy determinacja i wytrwałość, aby w końcu osiągnąć cel. Wiem, że ten trudny czas nastąpi i teraz - jest potrzebny i ma sens. Uczy mnie pokory.
"Czy naprawdę przejechałaś taki szmat drogi, żeby uczestniczyć w tej konferencji? Tylko po to?” takie pytania słyszałam co najmniej kilka razy z ust Amerykanów, którzy byli ciekawi, co takiego skłoniło mnie do przyjazdu. Część z nich nigdy nie przekroczyło granicy amerykańskiej.
Inspiracje z Kalifornii
Szczerze mówiąc to przechodziła mi wtedy przez głowę myśl, impuls, a może to jakaś wielka pomyłka. Może to jest rzeczywiście dziwne. Na szczęście taką mam naturę, że jeśli mam jasno postawiony cel, to czy ktoś z zewnątrz ocenia to w ten czy inny sposób, ma drugorzędne znaczenie.
Jeden z powodów mojego uczestnictwa w konferencji był czysto edukacyjny. Tak jak wcześniej pisałam, często obserwuję u moich klientów i znajomych, którzy zmienili drogę zawodową i rozpoczęli przygodę z własnym biznesem, także i u siebie, potrzebę doskonalenia umiejętności efektywnego docierania ze swoją ofertą do klientów jej właśnie potrzebujących.
Jeśli potrafię pomóc drugiej osobie wyleczyć jej ranę, uśmierzyć jej ból, zaspokoić jej głód, dać jej radość, pomóc rozwiązać jej problem, a z jakiejś przyczyny tego nie robię, to nie daję dobra tej osobie, wręcz nie wypełniam swojej moralnej powinności wobec niej. Gdy marketing i sprzedaż służą ludziom ku ich dobru, stają się wręcz naszym obowiązkiem. Myślę tu o marketingu w zgodzie ze sobą, uwzględniającym naturę człowieka i jego wolność.
Biję się w piersi, bo na tym polu sama poczyniłam duże zaniedbania. To jest lekcja dla mnie. Jeśli nie namawiam do rozpoczęcia procesu zmiany albo robię to niewystarczająco wyraźnie, to mogę działać wręcz na szkodę moich potencjalnych klientów.
Dawka wiedzy, którą otrzymałam, na konferencji jest naprawdę ogromna. Uświadomiłam sobie także, jak wiele już wiem i z tej wiedzy nie korzystam. Bo wiedzieć, a wprowadzać tę wiedzę w życie, to dwie odrębne sprawy.
Kolejnym ważnym powodem mojej wycieczki za ocean było zobaczyć w akcji i poznać osobiście Adama Urbańskiego. Polaka, od 20 lat mieszkającego w Stanach Zjednoczonych, który wyjechał z Polski uciekając przed wojskiem, nie znając języka, prawie bez pieniędzy i który osiągnął status niekwestionowanego autorytetu, „guru” marketingowego wśród amerykańskich coachów i konsultantów osiągających często 7-cyfrowe przychody. Prawdziwy przykład spełnienia się amerykańskiego snu. Mistrz w swojej dziedzinie i wielka inspiracja dla mnie. Jako mówca, bardzo naturalny i autentyczny. Często powołujący się na swoje polskie korzenie – każdy wie, że Adam jest Polakiem. Prywatnie rozmawiałam z nim tylko kilka razy w trakcie konferencji, ale miałam poczucie, że znam go od dawna. Intuicyjnie odbieram go jako człowieka „na właściwej ścieżce”, wykorzystującego swój potencjał jak najpełniej, który w mistrzowski sposób potrafi się dzielić swoimi talentami z innymi ludźmi.
Nie, nie napisał książki – przynajmniej nie ma na razie takich planów – już ktoś się o to pytał;)
Inny powód, który często podawałam moim amerykańskim kolegom, był taki, że Kalifornia zwyczajnie bardzo mi się podoba i szukałam pretekstu, aby znów wybrać się w te strony.
Powodów jeszcze kilka by się znalazło. Wyjeżdżam stąd z wieloma inspiracjami. Była to spora inwestycja finansowa, ale jak to z inwestycjami bywa - jak nie zainwestujesz, nie otrzymasz zwrotu. Prawdziwie motywacyjny wyjazd. Już teraz się cieszę, że będę miała okazję podzielić się nimi na żywo w trakcie listopadowego warsztatu „Rondo kariery”. Jeśli ktoś myśli, że marketing i poszukiwanie pracy, którą będziesz kochać, są czymś odległym od siebie, jest w dużym błędzie.
(...)
Jak zawsze dziękuję za wszelkie maile i czekam na nie z niecierpliwością!
Pozdrawiam ciepło,
Justyna