Dziś o zmianie, ale nie pracy... Wątek osobisty.
Od trzech lat dojrzewałam do zmiany samochodu. Zmiana szła mi wyjątkowo opornie i z każdym rokiem zastanawiałam się, dlaczego tak trudno mi jej dokonać. Kwestie zawodowe, związane z poszukiwaniem pracy, ze zmianą kariery, powrotem do pracy, rozwijaniem własnego biznesu, wydawały mi się jakoś łatwe w porównaniu do kupna nowego pojazdu.
Miałam jasność, dlaczego chcę zmienić moje wysłużone auto, które lata świetności dawno miało za sobą, co mi w nim przeszkadza, co jest mi potrzebne. Jednak jak bliżej się zastanowiłam, jaki konkretnie ma być ten nowy samochód, jakiej marki, jak duży, ile chcę pieniędzy przeznaczyć na zakup i ile chcę wydawać rocznie na jego utrzymanie, czy ma być nowy czy używany, to zaczynały się schody, bo na samochodach kompletnie się nie znam.
Nie mogłam wykrzesać w sobie motywacji, aby w internecie przyjrzeć się ofertom, chodzić po komisach, jak mi radzili koledzy, jeździć oglądać konkretne auta wystawione do sprzedaży. Całkowicie mnie to nie interesowało i nie byłam w stanie zmobilizować się do poszukiwań. Zwykle miałam coś ważniejszego do zrobienia. Tak jakbym czekała, aż ktoś to zrobi za mnie...
Doszłam do wniosku, że mam sporo obaw przed kupowaniem samochodu od kogoś obcego, gdy nigdy nie wiadomo, jaka jest historia danego pojazdu. Potrzebowałam auta niezawodnego, takiego jak moje dotychczasowe, tylko młodszego rocznika, z lepszym wyposażeniem. Rozpuściłam wici wśród znajomych, że szukam auta od pierwszego właściciela, wszystko jedno jakiej marki i... nic. Trochę jak z poszukiwaniem pracy - gdy szukam wszystko jedno jakiej pracy, nawet gdy rozpowiem o tym wszystkim swoim kolegom, trudniej jest mi otrzymać konkretną pomoc. Czekałam na okazję, ale jakoś nic się nie trafiało, a czas płynął. Mój samochód sprawował się jako tako, ale coraz bardziej zżerała go korozja. Kolejne "deadliny", które sobie stawiałam, szlag trafiał, bo nic nie robiłam, aby ich dotrzymać. Coś dziwnego, zupełnie nie w moim stylu. Miałam świadomość, że blokada przed podjęciem przeze mnie aktywności jest nieporównywalna do żadnej innej sytuacji. No i przyznam się, że sama sobie się przyglądałam, będąc ciekawa, jak to dalej się potoczy.
Przełom nastąpił na początku tego roku, gdy pojawiły się atrakcyjne oferty zakupu nowych aut. Trzeba było tylko zrobić research, jakie marki i modele dobrze wypadają w testach - tu nieoceniony okazał się mój małżonek. Pierwsza wizyta w salonie i jazda próbna, potem jeszcze kilka innych salonów i zawężenie wyboru do dwóch marek. Trudna decyzja, znów zbieranie informacji od użytkowników, konsultacje z różnych stron, pomoc osób, które na samochodach znają się lepiej niż ja. Ale to już była bułka z masłem...
I udało się. Aż sama nie wierzę, jak wszystko poszło gładko.
Dziś, gdy ostatecznie żegnałam się z moim wysłużonym "staruszkiem", którym jeździłam 10 lat, uświadomiłam sobie, jak bardzo byłam z tym moim samochodem emocjonalnie związana. Odczuwam żal "po stracie" i nie jest ważne, że nadal zostaje ono w rodzinie. Towarzyszyło mi w wielu ważnych momentach mojego życia i życia naszych dzieci - sprawowało się naprawdę bez zarzutu. Teraz widzę, że to "zżycie się" z pewnością bardzo utrudniało mi przeprowadzenie zmiany.
W całej tej historii z pewnością kluczowe było dla mnie wsparcie osób, które lepiej orientowały się w temacie niż ja. Ja po prostu zupełnie nie wiedziałam, czego szukam. Gdybym skorzystała z pomocy coacha-mentora specjalizującego się w tematach motoryzacyjnych, być może poszło by to wszystko szybciej. Poza tym potrzebowałam dojrzeć do zakupu i oswoić się z "nowym".
W każdym razie ciekawe doświadczenie. Teraz przede mną nowy rozdział :)